Tu znajdziesz pierwsze opowiadanie.
Zakończyliśmy konkurs Dragon Age: Inkwizycja! Dziękujemy wszystkim za Wasze prace i gratulujemy zwycięzcom!
Zacisnął dłoń na kamieniu i skrzywił się z powodu nieprzyjemnego chłodu, który od niego bił.
Zobacz całość
Jakby ktoś wsadził mu do ręki na wpół zamarzniętą, martwą żabę. Najchętniej wyrzuciłby go gdzieś daleko. Tylko, że kamień był ich jedyną szansą na odnalezienie Gady. I co ważniejsze, był prawdopodobnie jedyną szansą na odnalezienie drogi powrotnej.
Raxghathon, kimkolwiek był, naprawdę władał tą częścią podziemi. To się po prostu czuło. Pod samą skórą, coś jakby pieczenie. Nie bolesne, ale nie dające o sobie zapomnieć. Korytarze robiły się ciaśniejsze, wiły się, skręcały w dziwacznych kierunkach. Lawa pociemniała, przybierając intensywnie rubinową barwę. Bił za to od niej silniejszy żar, który nie pozwalał się skupić, a pot zalewał czoła wędrowców. Najgorsze jednak było coś innego. Oghren nie próbował jeszcze, zbyt bardzo się bał, ale był dziwnie pewien, że gdyby się odwrócił, ujrzałby zupełnie inne miejsce niż to, z którego przyszedł. Królestwo Raxghathona zmieniało się z każdym ich krokiem.
- To, które z was jest tym uzdrowicielem? – zapytał, zmęczonym głosem.
Maren i Bella spojrzeli po sobie.
- Przecież tłumaczyliśmy już, szary strażniku, że... – zaczęła szlachcianka.
- Oboje – przerwał jej młody mag.
- Maren! – syknęła ostro Bella, ale chłopak tylko wzruszył ramionami.
- Kiedyś i tak by się dowiedział – mruknął.
Oghren odetchnął głęboko. Nie mógł pozwolić, żeby zawładnęła nim wściekłość. Chociaż przez chwilę w jego głowie pojawiła się myśl, żeby rzucić się biegiem przed siebie, zacząć kluczyć w labiryncie korytarzy, zgubić tę dwójkę i pozwolić im zdechnąć tu na Głębokich Ścieżkach.
- To dlaczego jej nie pomogliście?
- Dziecko... – powiedziała zrezygnowana Bella.
- Słucham?
- Nie wiedzieliśmy, jak dziecko zareaguje na naszą magię – sprecyzował Maren. – Czy mu nie zaszkodzi.
Oghrena nagle olśniło.
- To je przyszliśmy ratować, prawda? Gada była tylko dodatkiem. Zwykłą rozpłodową klaczą!
- Nie – zaprzeczyła szlachcianka, energicznie potrząsając głową – Jej też chcieliśmy pomóc!
- Ale dziecko było ważniejsze! Gada mogła umrzeć!
- Jej stan nie był taki zły, jak to ci przedstawialiśmy – wtrącił Maren. – Radziła sobie z trucizną. Ona albo dziecko. Dowodem to, że w końcu się obudziła i odeszła o własnych siłach.
- To po co te kłamstwa?
- Żeby cię zdopingować – powiedziała Bella – Widzieliśmy, jak ci na niej zależy. Że się martwisz. Mieliśmy nadzieję, że szybciej odnajdziesz wyjście na powierzchnię.
Krasnolud przystanął. Czuł, jak od nadmiaru informacji pulsuje mu w głowie.
- Opowiedzcie wszystko. Od początku i prosto. Bez łgarstw.
Mag spojrzał znacząco na Bellę. Najwyraźniej z tej dwójki to ona była ważniejsza. Szlachcianka wahała się przez moment, ale wreszcie skinęła głową.
- Od dawna wiedzieliśmy, że Harrowmont zrobi wszystko, żeby wrócić do władzy. Znamy go i wiemy, że jest gotów na najgorsze świństwa, byleby osiągnąć swój cel. Nawet my byliśmy jednak zdziwieni, kiedy doszły nas słuchy, że zwrócił się o pomoc do magów krwi.
- Podobno gdzieś na Głębokich Ścieżkach prowadził tajne eksperymenty – wtrącił się Maren –Prawdopodobnie wykorzystał w nich Gadę. Dziewczyna prawdopodobnie nic o nich nie wiedziała, ale stała się ważną częścią planu Harrowmonta. Alara musiała być jego szpiegiem.
- Harrowmont zawarł pakt z Raxghathonem, czymkolwiek jest ta istota. Dziecko za...
- Za co? – zapytał Oghren.
- Za to – odpowiedział mag i wskazał palcem na koniec korytarza.
Przed nimi otwierała się potężna pieczara, o sklepieniu tak wysokim, że ginęło w ciemnościach. W niej leżał thaig. Jeden z największych, jaki Oghren widział w swoim życiu. A mógł się mu dobrze przyjrzeć, bo całe osiedle oświetlone było lawą, która za pomocą systemu przemyślnych rynien, płynęła wprost do wielkich, kamiennych kielichów, pełniących funkcję latarni.
Thaig był opuszczona od dawna. Potężne posągi patronów chyliły się ku upadkowi, ściany pnących się w górę smukłych budowli groziły zawalaniem. Smukłe filary kamiennych kielichów były popękane i zniszczone. Co nie oznaczało, że kryło się tutaj bogactwo. Krasnoludzki żołądek Oghrena aż ścisnął się na myśl o skarbach, które można znaleźć w thaigu.
- I tego też chciała królowa, prawda? – warknął przez zaciśnięte zęby. – Wysłała nas za Gadą nie z dobroci serca, nie z chęci powstrzymania Harrowmonta, ale po to, żeby dorwać się do tego.
- Naprawdę mieliśmy jej pomóc. U królowej byłoby jej lepiej niż u Harrowmonta. Mamy magów, którzy mogliby się nią zająć – szeptał gorączkowo Maren.
- Równie dobrze, jak wy?
Pozwolił, żeby to pytanie zawisło na chwilę w powietrze. Maren pobladł. Twarz Belli wykrzywił gniewny grymas
- Możesz sobie myśleć, co chcesz szary strażniku. Ale Harrowmonta trzeba było powstrzymać. A my chcieliśmy pomóc Gadzie. A że przy okazji pojawiła się okazja, żeby poznać kilka tajemnic Głębokich Ścieżek?- wzruszył ramionami – Nie możesz nas za to winić.
Oghren już miał w jej dosadnych słowach odpowiedzieć, gdzie może sobie wsadzić jej żałosne wymówki, kłamstwa i politykierstwo, kiedy nagle to poczuł. Pomioty! Były za nimi. Potężna ich liczba. Pędziły wprost na nich.
- Genlocki! – wyrzucił z siebie – Szybko! Za mną! Jeszcze zdążymy się ukryć w thaigu!
Rzucił się biegiem w stronę zabudowań, a Maren i Bella popędzili za nim. Na plecach czuł zimny pot. Pomiotów musiał być dziesiątki. Nie daliby im rady. Nie uciekał jednak dlatego, że bał się śmierci. Uciekał dlatego, że obiecał pomóc Gadzie.
Wbiegli w uliczki thaigu, mijając gruzowiska i te z budowli, które poddały się bezlitosnej potędze upływającego czasu. Minęli kolejny zakręt i trafili na okrągły plac, który kiedyś musiał pełnić rolę targowiska.
Raxghathon już tam na nich czekał. I na tyle, na ile można to było wyczytać z jego fizjonomii, uśmiechał się złośliwie.
- O w rzyć arcydemona! – jęknął Oghren, sięgając po topór. – Zagonił nas tutaj jak stado owiec!
Za Raxghathonem stała Gada. Trzęsła się, cała przerażona. I miała powód. Obok niej leżało co najmniej pięć ciał krasnoludów. Oghren rozpoznał ich po zbrojach i uzbrojeniu – ludzie Harrowmonta. Najwyraźniej też szukali Gady. I na swoje nieszczęście – znaleźli ją.
- Co robimy? – zapytała Bella.
Nie kłopotał się z odpowiedzią. Była jasna. Mogli albo się cofać i wpaść na bandę genlocków, albo spróbować swojego szczęścia tutaj. Szary Strażnik ryknął i zaszarżował.
Potwór był przerażająco szybki. Uniknął pierwszego ciosu topora, potem kolejnego, a z jego pyska wydobyło się coś, co przypominało chichot. Wtedy ognista kula trafiła wprost w głowę kreatury, a chichot zmienił się w ryk. Stwór przestał się bawić. Jego ruchy stały się błyskawiczne. Oghren nie zdołał uskoczyć, nie zdołał się zasłonić. Potężny cios rzucił go na ziemię.
Potem niebieskie ogniki u palców Raxghathona uformowały się w smugę, która z cichym wizgiem poleciała do Marena. Mag próbował się zasłonić, ale smuga najpierw go przebiła, potem oplotła jak wąż, żeby wreszcie ścisnąć tak mocno, że było słychać trzask łamanych kości. Dopiero wtedy zniknęła, a chłopak padł bez sił. Ostatnia była Bella. Szlachcianka z bezpiecznej odległości szyła do Raxghathona z łuku, ale jej strzały nie robiły mu więcej krzywdy niż natrętna mucha. Może dlatego zostawił ją na koniec. Dobiegł do niej w trzech krokach. Chwycił, porwał w górę i cisnął nią, jakby była piórkiem. Szlachciana po przeleceniu kilku metrów uderzyła w filar kamiennego kielicha.
Ile trwała walka? – pomyślał Oghren, podnosząc się powoli z ziemi. Pięć sekund? Dziesięć? W tym czasie nie zrobili potworowi żadnej krzywdy, a on rozprawił się z nimi bez trudu. Maren wciąż leżał martwy lub nieprzytomny. Bella z trudem podnosiła się z ziemi. Nie miała łuku. A on sam? Czuł ból przy oddychaniu. Potwór musiał połamać mu żebra. Ech! – jęknął w duchu i ścisnął mocniej topór – Jak ginąć, to z przytupem!
- Zostaw ich! Zostawi ich! – krzyczała Gada, ale Raxghathon najwyraźniej nie zamierzał jej tym razem posłuchać. Zobaczył krasnoluda. Już miał zakończyć to, co zaczął, kiedy potężny kawałek kamienia trafił go prosto w głowę.
- Tutaj jestem! Tutaj jestem ty cholerna jaszczurko! – wrzeszczała Bella, machając dłońmi. Osiągnęła swój cel, bo Raxghathon zwrócił się w jej stronę.
- Rzucaj Oghren! Rzucaj tak, jak wtedy do Alary! – krzyknęła szlachcianka, kiedy potwór popędził w jej stronę. Krasnolud zrozumiał. Chwycił mocniej drzewiec broni. Złamane żebra zabolały, jakby ktoś właśnie miażdżył je w imadle. Zignorował je, zaciskając zęby. Zakręcił się i z całej sił cisnął swoim toporem.
Bella w ostatniej chwili uskoczyła przed ciosem stwora, rzucając się w bok. Topór przeleciał tuż obok Raxghatona uderzając w filar kamiennego kielicha. Ten złamał się z trzaskiem i kamienny kielich wypełniony lawą spadł na głowę kreatury.
Stwór wrzasnął tak, że aż cały thaig się zatrząsnął. Ciężar kielicha przygniótł go do ziemi, a lawa pożerała żarłocznie jego skórę, mięśnie i kości. A jednak jakimś cudem udało mu się szarpnąć, wykonać zamach potężnym ramieniem. Jego szpony wbiły się prosto w pierś podnoszącej się właśnie z ziemi szlachcianki.
- Bella!
Krasnolud rzucił się w stronę Raxghatona, ale wiedział, że nie zdąży jej pomóc. Była martwa, zanim do niej dotarł. Z rozerwanej klatki piersiowej wypływała szkarłatna krew.
O dziwo, Raxghaton wciąż dychał. Oghren splunął. Spojrzał na leżący nieopodal topór. Już miał go podnieść, kiedy przeszkodził mu głos Gady.
- Nie – powiedziała krasnoludka – Tobie się nie uda. To muszę być ja.
Sam nie wiedział, dlaczego, ale posłuchał. Ciężko oddychając, obserwował jak krasnoludka podnosi topór i podchodzi do stwora. Najpierw czule pogłaskała go po pysku, a na jej twarzy pojawiło się coś, co przypominało uśmiech. Złożyła ostatni pocałunek na jego czole i wzniosła topór w górę. Kiedy ostrze opadło, gęsta, zielona krew opryskała jej strój. Raxghaton umarł.
Nawet nie miał, kiedy nacieszyć się ich zwycięstwem, kiedy na plac wpadły genlocki. Cały tłum. Dziki i żądny krwi. Ale wtedy, kiedy zobaczyli martwego Raxghatona, coś się z nimi stało. Jakby stracili energię. Przystanęli. A potem, nieśmiało, noga za nogą, podeszli do ciała potwora. I wreszcie, kiedy upewnili się, że naprawdę nie żyje, klęknęli przed Gadą.
- Co tu się dzieje? – jęknął oniemiały krasnolud.
- Spętał ich. Był ich królem. Władcą. A ja noszę jego następcę.
- Więc teraz ty...
- Tak.
Oghren kiwnął głową. Ujrzał, jak przez tłum genlocków przebija się równie oszołomiony, co on Maren. Młody mag żył, chociaż strasznie wyglądał.
- Co teraz? – zapytał krasnolud.
- Zostanę tutaj – powiedziała bez zastanowienia.
- Nie, pani! – zaprotestował Maren – To dziecko w twoim łonie! Ono cię spaczy! Wykrzywi!
- Dziecko w moim łonie – odpowiedziała ostro – ma też moją krew. A krew krasnoludzka jest silna. Damy sobie radę, magu. A zresztą co innego miałabym zrobić?
- Iść z nami!
- Żeby dać się wykorzystać królowej!? – zaśmiała się – Jest niewiele lepsza od Harrowmonta. Może też to kiedyś zrozumiesz. Pomyślcie tylko, co się z nimi stanie, kiedy położą łapy na tej potędze, która tkwi w moim dziecku. Nie. Zostaję. Zapanuję nad nimi, – wskazała na genlocki – zapanuję nad dziedzictwem Raxgnatona i zaprowadzę tutaj porządek. Ten fragment Głębokich Ścieżek znów będzie bezpieczny.
W jej słowach była moc i wiara, ale to nie znaczy, że Oghren dał się jej przekonać. Zbyt wiele widział w swoim życiu. Ale teraz otaczały ich genlocki, każdy z nich czekający na rozkaz od Gady i gotów oddać za nią swoje życie. Cóż – pomyślał – trzeba tu będzie wrócić. Z większą kompanią. A może – zaświtała mu w głowie nadzieja – Może nie będzie trzeba. Może naprawdę jej się uda. Chciałby, żeby tak się stało.
Odebrał topór z rąk Gady. Zawiesił go sobie na plecach, a potem delikatnie uchwycił jej twarz w swoich dłoniach. Czuł na sobie wzrok tych dziesiątków, jeśli nie setek, bo ciągle napływały nowe, genlocków, które miały jej służyć. Powinien jej coś powiedzieć, uświadomił sobie. Poradzić. Ale nie wiedział, co.
- Żegnaj – szepnął tylko.
Chwycił Marena za ramię. Już mieli odejść, kiedy Oghren nagle sobie coś przypomniał. Coś, co powiedziała Alara. Coś, co było doskonałą radą dla Gady. Odwrócił się do krasnoludki. Po raz ostatni spojrzał jej w twarz.
- Poprowadź ich – powiedział, wskazując na genlocki – Poprowadź ich albo zgiń.
A potem razem z Maren zostawili za sobą Gadę, thaig, ciało Belli. Szli Głębokimi Ścieżkami. Ciągle w górę. W stronę powierzchni. W stronę życiodajnego blasku słońca.
Schowaj
"Większość z Was zna już zasady. Dla tych, którzy dołączyli – wyjaśniam. Piszę pierwsze zdanie opowiadania. Wy proponujecie swoje rozwinięcie 3 000 znaków bez spacji. Z nadesłanych propozycji wybiorę najciekawsze, omówię, a później dopiszę swój fragment. I tak, aż do końca opowiadania.
Zobacz zasady autora
Zaczniemy na Głębokich Ścieżkach i fajnie by było, żebyśmu poszli w głąb porzuconych korytarzy. Odkryli thaigi –zaginione miasta, w których od wieku nie stanęła stopa krasnoluda. Ale jeśli ktoś z was w jakiś sprytny sposób wyprowadzi naszych bohaterów na powierzchnię, nie będę protestował (chociaż przez cały czas będę tęsknie spoglądał pod ziemię).
Możecie wprowadzać takich bohaterów, jakich chcecie, byleby pasowali do świata Dragon Age. Mnie wydają się ciekawie dwaj zupełnie różni krasnoludowie: waleczny Ogrhenem z Dragon Age: Orgin i sprytny Varrik z Dragon Age II."
Wojciech Chmielarz
Schowaj zasady autora
KAŻDE OPOWIADANIE PODZIELONE było NA 4 CZĘŚCI - POCZĄTEK, CZĘŚĆ I, CZĘŚĆ II ORAZ KONIEC. WASZYM ZADANIEM Było DOPISAĆ DALSZY CIĄG WYDARZEŃ LUB ZILUSTROWAĆ JE, A TAKŻE STWORZYĆ OKŁADKĘ CAŁOŚCI HISTORII.
W KAŻDYM ETAPIE NAGRADZiliśmy 4 OSOBY:
- ZWYCIĘZCĘ - EDYCJĄ KOLEKCJONERSKĄ ORAZ CYFROWĄ EDYCJĄ SPECJALNĄ;
- 3 WYRÓŻNIONYCH - CYFROWĄ EDYCJĄ SPECJALNĄ;