Oghren zmiął w ustach przekleństwo. Kolejne już zresztą tego długiego dnia.

Szarpnął z całych sił, aż poczuł ostry ból w plecach i nogach. Ale podziałało. Prowizoryczne nosze podskoczyły na wyboju, które do tej pory je zatrzymywał.

- Uspokój się – syknął Maren – Jeszcze trochę, a Gada by wypadła. Poza tym narobiłeś rabanu i ściągniesz nam na głowę pomioty.

- Nie... ma... tu... żadnych... pomiotów – szary strażnik wypluwał z siebie słowa, stawiając krok za krokiem – Poczuł... bym...

Maren już miał mu odpowiedzieć, ale Bella szturchnęła go delikatnie.

- Zostaw – szepnęła. Młody mag skinął głową i przyśpieszył kroku. Oghren z ranną Gadą zostali w tyle.

Szedł powoli. Starał się nie myśleć o zmęczeniu ani o mięśniach, które paliły go tak, jakby ktoś zaszył mu pod skórą rozżarzone węgle. Gada była cięższa niż się spodziewał. I to nawet po zdjęciu zbroi. Nosze wykonali z tego, co mieli pod ręką. Czyli z tarcz i pancerzy poległych pomiotów, połączonych w przemyślny sposób sznurkami i rzemieniami. Krawędzie obłożyli szmatami, żeby wytłumić hałas. Całość jako tako się trzymała, ale była wyjątkowo niewygodna do transportu.

Oghren wbił wzrok w plecy maga. Maren był w porządku. Opiekował się Gadą. Zmieniał jej opatrunki, poprawiał własne zaklęcia. W jego oczach widać było troskę. Idącej obok chłopaka Belli nie ufał. Antivyańska szlachcianka początkowo pomagała Marenowi. Przestała, kiedy zobaczyła, że stan kransoludki tylko się pogarsza. Od tego czasu szła na czele grupy, nieustannie ich poganiając. Oghren podejrzewał, że opuści ich przy pierwszej nadarzającej się okazji. No i była jeszcze Alara. Elfka co chwila znikała w ciemnych korytarzach. „Na zwiadach”, jak to określała. Co ją tam gnało i co tam robiła, nie wiadomo. Jednak kiedy wracała, zawsze najpierw przychodziła do Oghrena. Dopytywała się o stan Gady i proponowała pomoc w ciągnięciu noszy. Oghren zawsze odmawiał. Nazywała go wtedy „upartym durniem”.

Krasnolud otarł pot z czoła. Zaciskając zęby zrobił kilka kolejnych kroków. Tak właśnie powinien iść. Zapomnieć o tych dziesiątkach mil korytarzy, które mają do pokonania i myśleć o tych kilku metrach tuż przed nimi. A jak już je pokona, wybrać kolejny bliski cel. Krok za krokiem. Metr za metrem. Nie dać się zmęczeniu, nie pozwolić pokonać się rozpaczy.

Oghren spodziewał się najgorszego. Teraz jego towarzysze wykazywali cierpliwość, ale wkrótce ją stracą. Wystarczy, że poczują na plecach śmierdzący oddech pomiotów. Z powodu Gady poruszali się zdecydowanie zbyt wolno. Prędzej czy później, któreś z nich zaproponuje, żeby porzucić krasnoludkę. Albo żeby skrócić jej cierpienia i przy okazji uratować własne życie. Ale Gada była w ciąży. A ciężarnych krasnoludek ciągle było zbyt mało, żeby Oghren miał pozwolić zginąć jednej z nich.

- Korytarz prowadzi w dół. Powinniśmy się martwić? – zapytała Alara.

Krasnolud aż sapnął z zaskoczenia. Nie dostrzegł elfki, kiedy się do niego zbliżała. Nie zauważył nawet, kiedy wrócił ze swojego kolejnego „zwiadu”.

- Trudno powiedzieć – zmusił się do mówienia – Jeśli jesteśmy pod masywem górskim, to korytarz biegnący w górę może ciągnąć się przez dziesiątki, a nawet setki mil zanim sięgnie szczytów. Za to ten idący w dół po kilkuset metrach może nas doprowadzić do wyjścia w jakiejś miłej, zielonej dolinie.

- Byłoby miło, gdyby to nas właśnie czekało. Stęskniłam się już za niebem. I za drzewami.

- Cóż to! Dość już masz lawy?

- Lawy, siarki, podziemi. I to na całe lata.

- A jeszcze rano ci się podobało.

- Chyba pomyliłeś mnie z kimś innym.

Uśmiechnęli się oboje. Alara obrzuciła Gadę troskliwym spojrzeniem i zmarszczyła brwi, kiedy zobaczyła, że krasnoludka ciągle się nie przebudziła. Później ruchem głowy wskazała na idących przed nimi Marenę i Bellę.

- Myślałam o tym, co powiedziałeś.

- O czym?

- O tym, że jedno z nich jest uzdrowicielem. Chyba wiem, jak sprawdzić, które to...

Elfka upewniła się, że ludzie ich nie podsłuchują, i pokazała krasnoludowi niewielką fiolkę wypełnioną zielonkawym płynem, którą do tej pory trzymała w dłoni.

- Co to takiego?

- Trucizna – wytłumaczyła – Ja odwrócę ich uwagę, ty dolejesz im kilka kropel bukłaków. Potem wyjawimy im prawdę. Każdy uzdrowiciel bez problemu poradzi sobie z zatruciem. Ale do tego, będzie musiał się ujawnić.

Krasnolud podrapał się po brodzie.

- Sam nie wiem – mruknął.

- To jej jedyna szansa – szepnęła Alara, mając na myśli Gadę.

Oghrenowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Skinął głową i wziął od elfki fiolkę z trucizną.

Po godzinie marszu, zarządzili postój. Alara znalazła dobre miejsce, w niewielkiej komnacie w bocznej odnodze od głównego szlaku. Ułożyli Gadę w bezpiecznym miejscu, przykryli ją jednym kocem, drugi podłożyli pod głowę. Rozłożyli niewielki obóz. I właśnie wtedy elfka zaczęła się dziwnie zachowywać. Oddychała spazmatycznie, równocześnie skacząc z miejsce na miejsce. Jej oczy zrobiły się wielkie jak u przerażonej sarny.

- Bella, Maren – szeptała.

Mag i szlachcianka podeszli do niej zaniepokojeni, a wtedy elfka z dzikim wrzaskiem wyrżnęła maga w podbródek. Chłopak nie był przygotowany na przyjęcie ciosu. Głowa mu odskoczyła, a on sam poleciał na tyłek. Elfka pisnęła i rzuciła się na Bellę. Szlachcianka jednak nie dała się zaskoczyć. Uchyliła się i chwyciła złodziejkę w pasie.

Oghren nie oglądał dalszego ciągu walki. Musiał działać. Wyciągnął fiolkę z trucizną i podkradł się do rzeczy Marena i Belli. Szybko odnalazł ich bukłaki. Po kilkunastu sekundach dał Alarze znak, że zadanie zostało wykonane. W tym czasie elfka leżała na ziemi, przytrzymywana przez maga i Bellę. Próbowała się wyrwać, ale kiedy zobaczyła gest Szarego Strażnika, natychmiast osłabła. Zaczęła jęczeć, a po jej policzkach pociekły łzy.

- Przepraszam, przepraszam – szeptała.

- Spokojnie. Już po wszystkim – powiedział Oghren.

- Co to było? – zapytała Bella.

- Atak paniki podziemnej. Zdarza się powierzchniowcom, którzy przebywają zbyt długo na Głębokich Ścieżkach. Coś jak wasza choroba morska.

Mag i szlachcianka po chwili wahania puścili elfkę. Ta powoli wstała z ziemi, podpierając się na magu.

- Przepraszam – powtarzała.

- Wystarczy. Chodźmy się napić przed dalszą drogą – zarządził krasnolud.

- Dobry pomysł – powiedział mag, rozmasowując szczękę.

Bella i Maren poszli po swoje bukłaki. Krasnolud wyjął też wodę dla siebie i Alary, która ciągle grała swoją rolę. Elfka ze wdzięcznością przyjęła napitek. Jak na komendę, wszyscy wypili po kilka potężnych łyków.

Krasnolud zerknął na złodziejkę, która uśmiechnęła się do niego szeroko. Odrobinę zbyt szeroko. I zbyt szyderczo. Z tryumfem w spojrzeniu.

- Ty durniu – powiedziała ze śmiechem.

- Co się dzieje? – zapytał zaniepokojony Maren.

Śmiech elfki nagle umilkł, jakby ucięty nożem. Ona sama pobladła gwałtownie. Zgięła się w pół. Spojrzała na krasnoluda, nie rozumiejąc, co się z nią dzieje. - Nie zatrułem ich wody – powiedział spokojnie Oghren, pokazując fiolkę, z której nie ubyło nawet kropli trucizny – Nie zatrułem też twojej, jeśli cię to interesuje. Jedyne, co zrobiłem, to podałem ci swój bukłak. Bo taki był twój plan ostroucha, co? Najpierw dolałaś trucizny do mojej menażki, potem ja miałem to samo zrobić Marenowi i Belli. A jakbym wpadł, to wszystkiego byś się wyparła. Nie mam racji?

Alara nie odpowiedziała. Po prostu rzuciła się biegiem prosto w stronę głównego korytarza.

- Za nią! – ryknął Oghren.

Poderwał się i ruszył w pościg. Razem z nim popędził Maren. Normalnie nie mogliby nawet marzyć o tym, żeby złapać zwinną elfkę, ale trucizna już działała. Nogi się jej plątały, poruszała się wolniej. Słabła dosłownie z każdą sekundą. I zdawała sobie z tego sprawę. Kiedy dotarła na główny korytarz, stanęła. Wyciągnęła sztylety. Odwróciła się, celując ostrzami w maga i szarego strażnika. Za plecami miała rów z lawą.

- Ani kroku – ostrzegła.

- Nie wygłupiaj się. Nic nam nie zrobisz. Za chwilę sama padniesz – powiedział krasnolud.

Oghren miał rację. Nie wiedział, jakiego świństwa elfka dolała mu do wody, ale było ono przerażająco skuteczne. Złodziejka cała drżała jak w febrze. Jej twarz była nienaturalnie ściągnięta, blada, wykrzywiona bolesnym grymasem.

- Dlaczego to zrobiłaś? – zapytał krasnolud.

- Ona musi zginąć, Oghren.

- Alara, opuść sztylety. Pomożemy ci! – krzyknął Maren – Masz odtrutkę?

- Nie, nie. Nie zbliżajcie się.

- Alara, proszę.

- Nie rozumiecie. Poprowadź ich... – zakrztusiła się - Poprowadź ich lub zgiń, powiedział.

Elfka zrobiła krok do tyłu. Maren krzyknął dziko, kiedy złodziejka wpadła w strumień gorącej lawy. Oghren tylko zamknął oczy.

- Cholera – mruknął. – Lubiłem ją.

Nagle usłyszeli ryk. Potężny i groźny. Taki sam jak wtedy, w sali z poległymi genlockami. Tylko, że tym razem to coś było bliżej.

- Gada!

Zawrócili do komnaty. Bella już na nich czekała gotowa do drogi. Szybko zebrali najpotrzebniejsze rzeczy – broń, pancerze. Żywność, koce, liny – wszystko to zostawiali. Nie było czasu. Ryk był coraz bliższy. A cokolwiek go wydawało, było groźne, wielkie i wściekłe. Oghren chwycił za nosze z jednej strony, szlachcianka i mag z drugiej. Wybiegli pędem.

Zbyt wolno.

Już na nich czekał. Bestia była ogromna. Jej szare cielsko lśniło metalicznie w blasku lawy. Powykręcane mięśnie przypominały sploty cumowniczej liny, dodatkowo ozdobionej licznymi kolcami i kościanymi, nierównymi płytami. Z potężnej paszczy o pożółkłych grubych jak kciuk zębach spływały strugi brunatnej, gęstej śliny. Wokół jego palców tańczyły niebieskawe płomienie.

- Pomiot? – zapytała Bella.

Oghren pokręcił głową, powoli odkładając nosze i sięgając po topór.

- Nie. Nic nie czuję.

- W takim razie co to do cholery jest?! - krzyknął przestraszony mag.

I wtedy usłyszeli jej głos. Słaby, zmęczony, ale wyraźny.

- To ojciec mojego dziecka – powiedziała przebudzona Gada.

***

Nie wiedzieli, co zaskoczyło ich najbardziej - widok stwora, nagłe ozdrowienie Gady czy jej wyznanie - ale nie był to koniec niespodzianek. Krasnoludka wstała i chwiejnym, ale zdecydowanym krokiem zbliżyła się do potwora. Ten cofnął się nieco, jakby nie był pewny, czego ma się spodziewać. Gada jednak uśmiechnęła się smutno i powoli wyciągnęła rękę w jego kierunku. Bestia opuściła łeb i dała się delikatnie pogłaskać - niebieskawe płomienie błyskające między jej palcami przygasły, a ciało potwora przeszył delikatny dreszcz ekstazy.

- Oczywiście poznałam go, gdy... miał inny kształt. Nazywa się Raxghathon. Przyszłam tu, żeby mnie zabrał. Nie idźcie za nami, bo w tym labiryncie nigdy nas nie znajdziecie. To jego królestwo. - cicho powiedziała Gada, nadal łagodnie pieszcząc stwora. Ten mruknął i szybko, ale delikatnie chwycił ją w prawą łapę. Spojrzał na stojącą przed nim trójkę, jakby miał nadzieję, że go zaatakują, ale nic takiego nie nastąpiło. Zanim odwrócił się, by zniknąć w ciemności Gada zawiesiła jeszcze swoje spojrzenie na Oghrenie i powiedziała:

- Miłości siła jest wszechmocna, w przedziwny sposób bywa owocna...

Jeszcze przez chwilę było słychać leniwe kroki bestii zabierającej ze sobą tą, którą mieli uratować. A potem została tylko cisza.

- Ohyda! - wykrzywiła się Bella. Maren nic nie powiedział, ale miał taki wyraz twarzy jakby znienacka wrzucono go do wypełnionej lodowatą wodą balii. Krasnolud natomiast zmarszczył brwi, wyraźnie starając się sobie coś przypomnieć.

Po chwili odezwał się robiąc krótkie przerwy co dwa, trzy wyrazy:

- Czasem wzniesie cię na gór szczyty,
budząc radość, nad światem zachwyty.
A czasem, gdy uśpi słodycz uczucia
rozsądku ściany padają bez kucia
i bywa, że smutek lub śmierć to przywieje,
gdy boski wiatr znienacka zawieje.
Maren i Bella spojrzeli na Oghrena - deklamujący wiersze krasnolud to już było dla nich zdecydowanie za wiele jak na jeden dzień. Szary Strażnik pokręcił głową i wycedził:

- No co? Myślicie, że my tam pod ziemią tylko kilofami wywijamy? Że pod tymi brodami nie kryje się czasem bardziej utalentowana dusza? Mamy lepsze pieśni i poematy niż moglibyście podejrzewać, tylko po prostu nie wycieramy sobie nimi gęby przy byle okazji! - prychnął i kontynuował już spokojniej. - Te wersy pochodzą z jednego z najsłynniejszych poematów naszej rasy. Gada wiedziała, że muszę go znać oraz że wy go na pewno nie znacie. Uznała pewnie, że sam mam podjąć decyzję czy wyjaśnić wam, o co chodzi. Mam nadzieję, że nie zrobiłem błędu - popatrzył wymownie na swoich towarzyszy - Usłyszeliście te wersy czy tylko ich słuchaliście?

Na kilka uderzeń serca zapadła cisza, a potem odezwała się Bella:

- Gada chce go zabić. Zeszła tu, żeby go przywabić, żeby jej zaufał, żeby uśpić jego czujność. Wtedy go zaatakuje.

- I liczy się z tym, że może przy tym zginąć - wtrącił się Maren - Albo nawet ma na to nadzieję.

- Tak - kiwnął głową Oghren - A powiedziała mi to, bo potrzebuje naszej pomocy.

- Pomocy? Sama przecież powiedziała, że nie damy rady ich odnaleźć! - wykrzyknął Maren. Bella poprzestała na wzruszeniu ramion.

Oghren podszedł do worka, w którym upchnęli zbroję Gady i zaczął w nim grzebać.

- Kolejne linijki są takie:

"Zakuć więc swe serce w zbroję musisz,
nim z mroku złe moce skusisz."
Podniósł się z triumfem w oczach oraz owalnym kamieniem w dłoni. W chwili, gdy skierował rękę w kierunku korytarza, w którym zniknęła Gada, kamień zaczął delikatnie świecić, tak, jakby w środku zapłonął rozchwiany płomień świecy.

- Kamień poprowadzi nas do Gady. Przeżyjemy czy zginiemy - to już zależy od nas.




Zamawiając wcześniej dostajesz więcej
Sprawdź ofertę:

Premiera 20 listopada 2014 r.
Polska wersja językowa na wszystkich platformach

Regulamin

Postanowienia ogólne

1. Organizatorem konkursu jest GRY-OnLine S.A. ul. Gabrieli Zapolskiej 16A, 30-126 Kraków KRS: Sąd rej. Kraków–Śródmieście XI Wydz. Gos. KRS nr 0000294732, NIP: 677-21-54-611, kapitał akcyjny 700 000 PLN (opłacony w całości).

zobacz cały regulamin konkursu