Zwycięzca w drugim etapie
Praca użytkownika Grzyma2408
Stary wyga Oghren, sławiony przez bardów Szary Strażnik, weteran niezliczonych krwawych bitew i senny koszmar większości właścicieli gospód na zachód od Orzammaru, nagle poczuł się bardzo zmęczony.
Zobacz całe zgłoszenie
To nie tak miało być. Ci, którzy mieli być zdrajcami, okazali się być tymi dobrymi, ten dobry, który ostatkiem sił miał uratować niewinną ofiarę, okazywał się być tym złym. Wszystko stanęło na głowie, w efekcie czego w całkiem sporej już kałuży krwi leżała Gada Helmi, którą nakazano im uratować. Oghren, milcząc ponuro, spojrzał na uwijające się nad krasnoludzicą dwie postacie, coraz ciężej oddychające i mokre od potu. Czy to wszędobylskie, obezwładniające ciepło tak wyczerpało czarownika i szlachciankę, czy to, z jakim zapałem starali się oni wydrzeć dla rannej jeszcze trochę czasu? Doświadczony wojownik zdawał się znać odpowiedż, choć wcale mu się ona nie podobała.
- Może to się do czegoś przyda - Alara rzuciła Oghrenowi pod nogi dużą, powgniataną tarczę, która musiała należeć do jednego z zabitych pomiotów. Huk zaśniedziałego metalu uderzającego o kamienną podłogę wyrwał krasnoluda z zadumy - Może nie pobierałam nauk u uczonych, pachnących kurzem dam i mężów, ale nawet ja potrafię rozpoznać kogoś, komu zbyt dużo krwi w żyłach nie pozostało. I jak dla mnie, nasza księżniczka w potrzebie jest już jedną nogą w lepszym miejscu. Przywiążmy ją do tej tarczy i jak najszybciej poszukajmy wyjścia z tego cudownego, niewątpliwie gościnnego miejsca, gdzie plugastwa tyle, co pcheł w brodzie krasnoluda... bez urazy. Tu ani jej, ani sobie nie pomożemy.
- Ona ma rację, bez pomocy zdolnego uzdrowiciela los Gady jest przypieczętowany - Maren odszedł od bladej krasnoludzicy, wycierając perlące się od potu czoło rękawem szaty - Dodatkowo, panujące tu ciepło zwiększa tempo, w jakim trucizna pustoszy jej ciało. Musimy działać, jeżeli chcemy ją uratować. Bo chcemy, prawda? - pozornie znużony, ale niezmiennie przenikliwy wzrok młodego maga padł na Oghrena, który doskonale wyczuwając niewypowiedziane oskarżenie poczerwieniał z wściekłości. I gdy kilku chwil brakowało, by szlachetna matka Marena zyskała od rozjuszonego krasnoluda kilka nowych, niezbyt pochlebnych mian, rozległ się ogłuszający, trzęsący chyba samymi trzewiami Głębokich Ścieżek ryk - ryk okrutny, pierwotny, zatrzymujący na moment bicie serce u wszystkiego, co żywe. Kompania spojrzała po sobie, by po chwili jak na komendę przenieść wzrok w głąb tonącego w nieprzebranym mroku korytarza prowadzącego w dół, ich jedynej drogi, a zarazem miejsca, z którego dobiegło mrożące krew w żyłach zawołanie.
- Z każdą chwilą coraz lepiej. Na wpół martwa pannica do targania, gorąco, cuchnąco i na dodatek wygląda na to, że coś bardzo dużego i podirytowanego przed nami. Jeszcze jeden zwykły, nudny dzień na szlaku. - złodziejka jak zwykle starała się pozować na niewzruszona i pewną siebie, choć akurat w tej chwili słabo jej to wychodziło.
- To nie koniec złych wieści, podejdżcie - klęcząca przy rannej Bella nawet nie starała się ukryć
podniecenia. Gdy skąpana w pomarańczowym blasku płynącej nieopodal lawy drużyna stanęła nad nieprzytomną Gadą, szlachcianka delikatnie zdjęła jej czerwoną od krwi kolczugę. - Co wy na to? - spytała łuczniczka, po kolei patrząc każdemu prosto w oczy. Maren odwrócił się powoli, Alara uśmiechnęła szyderczo, a Oghren splunął sobie pod nogi, cedząc przez zaciśnięte zęby - Ech, wy kobiety i wasze zabawne wyczucie czasu. Zaprawdę, słabą sobie chwilę wybrałaś na bycie w ciąży, dziecino...
Schowaj zgłoszenie
Wyróżnieni w drugim etapie
Praca użytkownika Mastji
Krasnolud splunął siarczyście na truchło jednego z pomiotów, patrząc niepewnie wprost w wielkie, czarne jak dwa węgle oczy elfki - Nikt mi tu nie zginie, złodziejko.
Zobacz całe zgłoszenie
Gdy Oghren wstępuje na Głębokie Ścieżki, jego stara kochanka kostucha wskakuje na plecy Pomiotom! Im i tylko im. Taka kobieta, taka wojowniczka jak Geda Helmi zabita jednym, marnym ciosem podrzędnego genlocka? Niedoczekanie! - choć bardzo chciał, Oghren tą tyradą nie podniósł na duchu nawet samego siebie. Nie zdziwił sie więc, gdy Alara kręcąc głową ponownie powędrowała ku zatrzaśniętym wrotom, mrucząc coś pod nosem o szaleństwie zapijaczonego krasnoluda. Stojący teraz w milczeniu pośród zmasakrowanych, sączących czarną posokę ciał pomiotów Oghren z każdą chwilą czuł się coraz bardziej zagubiony i samotny. Czy może być gorzej? - zapytał sam siebie Szary Strażnik zapominając, że nigdy nie należy prowokować losu takimi pytaniami.
- Zrobiłem, co mogłem, czyli niewiele...- Maren wstał znad nieprzytomnej Gedy, wspierając się delikatnie na ramieniu Belli. - Jeżeli chcemy wyciągnąć ją ze Ścieżek żywą, nie mamy czasu do stracenia. Oghrenie, rozumiem że twoja deklaracja tycząca się gotowości poniesienia rannej jest wciąż aktualna? Razem z Bellą opatrzyliśmy ją, zdjęliśmy zbroję i większość żelastwa. Za nic na świecie nie możemy tylko odebrać jej tej starej, małej tarczy, przytroczonej do ramienia. Nawet w gorączce i majakach nasza mała kobietka zdaje się jej trzymać, jakby to była jedyna pewna rzecz na tym świecie. Nie ma chyba sensu dalej się siłować, niech póki co ją zatrzyma. Taki nędzny, dodatkowy ciężar nie powinien być dla ciebie problemem, siłaczu. A teraz ruszajmy... Alaro, zostaw te wrota, naszą jedyną drogą zdaje się być teraz ten cuchnący korytarz po drugiej stronie sali. Ktoś najwyrażniej nie chce, byśmy zbyt szybko opuścili ciepłe progi tego miejsca. A może po prostu mamy pecha...- młody czarodziej uśmiechnął się, choć w tym uśmiechu więcej było troski, niż radości.
Nie minęło zatem więcej niż chwila, gdy pierwsze trzy postacie zatopiły się powoli w mroku skrywającym korytarz i strome schody prowadzące gdzieś w głąb legendarnej, prastarej krasnoludzkiej dziedziny, zwanej Głębokimi Ścieżkami. Oghren obserwował odchodzących kompanów w milczeniu, zastanawiając się w duchu, jak długo będzie w stanie maszerować po nieprzystępnych korytarzach zarówno za siebie, jak i za Gedę. Jako że wynik obliczeń nie zadowolił brodacza, ten tylko zaklął szpetnie i sapiąc jak kowalskie miechy przerzucił sobie nieprzytomną krasnoludkę przez ramię. Gdy układał sobie dziewczynę do dalszej drogi, przez poszarpaną szatę ujrzał on plecy rannej. Plecy sine od krwiaków, poorane głębokimi, ledwo zagojonymi bliznami. Zbyt starym wygą był Oghren, by o zadanie tych okrutnych ran podejrzewać Pomioty. Nie, to musiało się stać dużo wcześniej. Ranili tak, żeby nie zabić. Czyżby...Nagły, metaliczny, rozdzierający wszędobylską ciszę huk wyrwał krasnoluda ze snucia kolejnych domysłów. Dzierżony przez Gedę puklerz spadł na kamienną, popękaną od gorąca posadzkę i po chwili znów zrobiło się cicho. Niepokojąco cicho. Gdy złorzeczący na czym świat stoi Oghren schylił się po małą tarczę, zauważył on, że upadek oderwał od jej wewnętrznej części płat rdzy i starej farby. Pod spodem coś było.
- Mapa? Po co ktoś miałby ryć w tarczy fragment mapy i ukryw...- krasnolud nie zdążył dokończyć pytania, czując na grdyce chłodny pocałunek stali.
- Nie powinieneś był tego zobaczyć - głos Gedy Helmi był cichy i słaby - Tak jak ja tamtej nocy...
Schowaj zgłoszenie
Praca użytkownika Glandire
Brwi krasnoluda ściągnęły się nadając jego twarzy wyrazu głębokiego skupienia. Trybiki w jego mózgu przesuwały się powoli, w próbie zrozumienia tego, co właśnie zasugerowała mu Alara.
Zobacz całe zgłoszenie
Ostatecznie z gardła Oghrena wydobył się pełen poirytowania warkot.
-Że niby na mnie chcą zwalić winę?! Podstępy, szpiegostwo i inna zaraza. Tfu! Trach toporem w czaszkę jednemu i drugiemu i po kłopocie. Nie będę pionkiem w gierkach inteligentów, psia ich mać! Niech no tylko...-urwał, kiedy dłoń Alary boleśnie zderzyła się z tyłem jego głowy.
-Opanuj się! Wiem, że to bardzo po krasnoludzku rozrąbać każdy problem, ale zapominasz o najważniejszym. Jeśli obydwoje zginą, zginie i Gada. Nasz przebiegły uzdrowiciel to teraz jej jedyna szansa...- to powiedziawszy elfka lekko przygryzła wargę, pokrzepiająco klepnęła krasnoluda po ramieniu i ruszyła ku pozostałym członkom drużyny. Wyglądało na to, że miała jakiś plan...
.
Podróż przez głębokie ścieżki nigdy nie należała do łatwych. Teraz jednak, przy konieczności transportowania Gady, kiedy zmuszeni byli do kierowania się w nieznane sobie rejony, poprzedni etap ich wędrówki wydawał się ledwie igraszką.
-Jak wy wytrzymujecie te temperatury?- spocona do granic możliwości Bella, po raz wtóry odgarnęła pot z czoła. Pradawny thaig, który właśnie przemierzali był częściowo zrujnowany przez rzekę gorącej lawy, która wyrwała się sztucznie wyznaczonemu jej torowi.
-Jeszcze narzekasz? Może dla odmiany to Ty poniesiesz teraz naszą krasnoludkę? Wtedy poznasz co to znaczy gorąco!- poirytowanie w głosie Marena było aż nazbyt wyraźnie. Próbował wcześniej ochłodzić się jednym ze swoich zaklęć, ale kąśliwa uwaga Alary o tym, że wolałaby by zachował swoje sztuczki na pomioty skutecznie powstrzymała go od kolejnych prób.
-Zamknijcie się obydwoje, jeśli zaraz czegoś... Jeśli...- słabnący głos łotrzycy sprawił, że wszyscy skupili na niej swój wzrok. Elfka zachwiała się lekko, po czym opadła na kolana, głęboko łapiąc powietrze.
-To nie tylko gorąco... To opary, trujące... Śmierć kryje się w blasku lawy, tak tu mawiają...- Oghren podrapał się leniwie po łepetynie. Przysiągłby, że nigdy wcześniej nie słyszał o niczym podobnym. W dodatku czuł się znakomicie. Zamierzał już nawet coś na ten temat powiedzieć, ale właśnie wtedy wydało mu się, że elfka puściła do niego oko.
-Co za bzdura z tymi oparami, pierwsze słyszę!- w głosie młodego maga pojawiła się panika. Również twarz antivańskiej szlachcianki zdradzała niewypowiedziane napięcie.
-Naprawdę sądzisz, że wszystkie trupy na głębokich ścieżkach zawdzięczamy pomiotom?- w cichym głosie Alary dźwięczało znużenie. Bez wątpienia była dobrą aktorką.
-Oghren?- piskliwy głos Belli domagał się odpowiedzi, a krasnolud najwyraźniej awansował teraz do rangi eksperta.
-Nie moja wina, że wasze chucherkowate ciałka nie wytrzymują jak lawa czasem pierdnie gazem. Rzadko się zdarza, ale się zdarza. Padacie wtedy jak muchy bez tego waszego magicznego bełkotu.- Zapadła pełna napięcia cisza, przerywana jedynie urywanymi oddechami członków drużyny. Alara nieznacznie uniosła kącik ust ku górze. Była więcej niż pewna, że w tej sytuacji kłamca podejmie desperacką próbę ocalenia siebie.
Schowaj zgłoszenie
Praca użytkownika Ytseman
Krasnolud smętnie pokiwał głową, bo zdał sobie z tego sprawę już dobrą chwilę temu, gdy tylko posoka pomiotów przestała na nich bryzgać.
Zobacz całe zgłoszenie
Pozostało mu mieć nadzieję, że Gada przeżyje, bo jeśli nie, to konsekwencje mogły być dla niego bardzo nieciekawe.
- Trzeba zmontować jakieś nosze - zarządziła Bella. I dodała nieco zbolałym głosem: - Ona szczupła nie jest. Plus zbroja. Trzeba będzie ją ciągnąć na zmianę.
Maren uśmiechnął się pod nosem:
- Mam inną propozycję. O ile was nie przerazi. Jak wspomniałem nie jestem uzdrowicielem, ale może TO będzie pomocne...
Podniósł wysoko dłonie i wykonał nimi skomplikowany, ale płynny gest. Powietrze wokół zachrzęściło i rozległo się cichy łoskot, jakby dobiegające z bardzo daleka echo burzowego grzmotu. Ziemia przed Marenem rozbłysła na moment, a gdy wszystko ucichło, a światło zamarło i ponownie spojrzeli w to miejsce, cała trójka jak na komendę cofnęła się o dwa kroki. Przed nimi stał wielki, owłosiony pająk-gigant, w nienaturalnym, jaskrawozielonym kolorze. Rozglądał się powoli wokół, nieśpiesznie poruszając szczękoczułkami.
Maren był wyraźnie rozbawiony ich reakcją i niespecjalnie się z tym krył:
- Spokojnie. To mój twór i całkowicie mi posłuszny. Wystarczy wrzucić na niego Gadę. Nawet jak nie lubi pająków, to przecież jest bez znaczenia, bo jest nieprzytomna. A jakby się obudziła, to też się od razu nie przestraszy, bo będzie jej miło i miękko - przecież widzicie, jaki jest włochaty - mag zachichotał złośliwie, jako jedyny rozbawiony własnym dowcipem.
Pozostała trójka spojrzała po sobie.
- Niespecjalnie mi się to podoba - Bella była wyraźnie poirytowana, przez co jej ciężki akcent niemal ciął słowa na sylaby. - ale rozwiązanie jest praktyczne. Jeśli zajmiemy się taszczeniem jej na noszach, to będziemy się przemieszczać znacznie wolniej, a nasze zmęczenie będzie rosło. A nie wiemy jak głęboko będziemy musieli zejść, zanim odnajdziemy drogę na powierzchnię. I co spotkamy w trakcie podróży. Niech tak będzie - skinęła głową.
Maren usiadł na płaskim jak stołek kamieniu i z założonymi rękami oraz uśmiechem przylepionym do twarzy obserwował jak pozostali przygotowują konstrukcję, którą założono na stojącego bez ruchu pająka. Następnie delikatnie położyli na niej Gadę. Wtedy Maren podszedł do niej i raz jeszcze spod jego dłoni wydobyło się delikatnie niebieskie światło, w dziwny sposób rozsiewające wokół uczucie spokoju i bezpieczeństwa. Potem położył dłonie na ośmionożnym monstrum i wyszeptał kilka słów. Wściekle pulsujące zielone fale przemknęły z jego rąk do pajęczego głowotułowia.
Uprzedzając pytania towarzyszy mag wyjaśnił:
- Teraz nie tylko będzie ją niósł, ale i jej bronił. Bronił za wszelką cenę.
Jakby chcąc potwierdzić słowa swojego stwórcy, zielony stwór zatrzepotał nogogłaszczkami, co spowodowało, że Oghren, Alara i Bella poczuli jakby całe armie jego malutkich kuzynów urządziły gonitwę po ich plecach i karkach. Chcąc rozluźnić nieco atmosferę i odpędzić niemiłe skojarzenia krasnolud sięgnął po zasoby swojego rubasznego, choć niestety nie zawsze błyskotliwego, humoru:
- Tak, tak. Włochaty pająk odda życie za drogocenną Gadę i może dostanie nawet medal.
Spojrzał z nadzieją na Alarę, ale widać nawet ją niespecjalnie to ubawiło, bo tylko uśmiechnęła się krzywo.
Maren popatrzył gdzieś w ciemny korytarz, który mieli przed sobą.
- To nie żyje, więc życia oddać nie może. Ale istnieje i dopóki nie zostanie unicestwione, będzie broniło Gady. Nie tylko przed pomiotami. Także przed nami...
Schowaj zgłoszenie