Zwycięzca w trzecim etapie
Praca użytkownika Igniss
- To już nie ma znaczenia – odpowiedziałem. – Po prostu się stąd wynośmy.
Zobacz całe zgłoszenie
- Niby dokąd? – wycharczał z trudem Szary Strażnik. Wtedy pojąłem, że jego czas się skończył. Że już nigdy nie porozmawia z nami tak, jak przed chwilą. Jego ciało wygięło się w łuk, nabrzmiałe od trucizny żyły zdawały się przebijać przez poszarzałą skórę i już sam nie wiem, czy z jego ust wypływało więcej piany, czy krzyków. – Ona wszędzie… nas dopadnie! – Zrozumiałem tylko tyle. Potem Blackwall osunął się na spopieloną ziemię, by wśród własnej krwi i odchodów toczyć ostatnią, niemożliwą do wygrania walkę.
Żelazny Byk zareagował, zanim zdążyłem chwycić Biankę.
- Nie! – wrzasnęła Morrigan. Wielki, dwuręczny miecz zatrzymał się w połowie drogi do celu. – Jest nam potrzebny!
Oboje, ja i Byk, popatrzyliśmy na nią, jakby do reszty straciła rozum.
- Blackwall ma rację! – czarodziejka krzyczała, ale jej głos i tak prawie zagłuszały krzyki tego, któremu właśnie odmówiła łaski. – Moja matka nas dopadnie, jeszcze tej nocy! Żeby przeżyć, musimy zaatakować pierwsi!
- Nie myślisz jasno! – odkrzyknąłem, kładąc palec na spuście. – To nie jest Flemeth! Ten demon przybrał jej postać, żeby cię omamić… i najwyraźniej mu się udało! Ile jeszcze żyć poświęcisz, by doprowadzić do tego starcia?
Nagle Byk stanął na linii strzału, zasłaniając konającego Strażnika własnym ciałem.
- Nieważne, czy to Flemeth, czy nie! Musimy walczyć – zagrzmiał, po czym zwrócił się do czarodziejki. – Tylko po co ci Blackwall?
- Jest połączony z tym… demonem – Morrigan mogła już mówić normalnym tonem, bo wrzaski zakażonego słabły. - Kiedy Varrik go zranił, smok też odczuł ból. Inkwizytorka również jest jakoś w to wszystko zaplątana. Musimy wykorzystać te więzi.
- Żeby zabić tę kreaturę? – spytałem z powątpieniem.
- Połączenie nie jest aż tak silne – powiedziała do mnie jak do głupiutkiego dziecka. – Ale możemy ją dzięki nim odnaleźć.
- Po nitce do kłębka – mruknął Żelazny Byk. – Znasz zaklęcie?
- Nie – zaśmiała się Morrigan. – Nie ma takiego zaklęcia, które wymieszałoby prawa świata materialnego i niematerialnego. Które zamieniłoby ślady magii na odciski stóp w błocie… Nie ma takiego zaklęcia. Ale jest miejsce, w którym takie anomalie to codzienność.
Wszyscy trzej spojrzeliśmy na zatraconą w Pustce Inkwizytorkę. I na Blackwalla, który też błąkał się gdzieś poza naszym światem.
- Demon jest potężny, ale i tak tkwi jedną nogą w Pustce? – upewniłem się.
- Zapewne.
- Więc dołącz do nich, Morrigan – powiedziałem, wskazując na nieprzytomnych towarzyszy. - Zróbcie to, czego nie możemy dokonać po tej stronie Zasłony. Poprowadź Blackwalla i Inkwizytorkę.
- Poprowadź ich albo giń – dodał Żelazny Byk.
Schowaj zgłoszenie
Wyróżnieni w trzecim etapie
Praca użytkownika Gogetas
Blackwall zakaszlał, z jego ust chlusnęło kilka kropel bordowej krwi.
– Ale się rozgadaliśmy – wycharczał, uśmiechając się słabo, po czym zerknął ukradkiem na wciąż sterczący mu z ramienia bełt. – Na mnie już chyba czas.
Zobacz całe zgłoszenie
Owładnęła mną wtedy, moi mili panowie, niespodziewana fala politowania i współczucia dla Strażnika, którego przez całą tę podróż – mimo ostatnich wydarzeń, kiedy to postradał rozum – zdążyłem polubić, poprosiłem więc Morrigan, by przy użyciu jakichś czarodziejskich sztuczek zajęła się jego raną. Pewnie was to zdziwi, tak samo jak wtedy zdziwiło i mnie, ale wyobraźcie sobie, że jakimś cudem zdołałem się przebić przez jej barierę i trafić w pokłady człowieczeństwa. Zapewne równie dobrze jak ja wiedziała, że ratowanie Blackwalla przy jego skażeniu to zwykła głupota i że przysporzy nam to tylko i wyłącznie kłopotów, ale uklęknęła nad nim i wyciągnęła ręce w stronę zranionej ręki, mamrocząc zaklęcia. W tej samej chwili Strażnik, stękając z wysiłku, podniósł z ziemi sztylet – pozostałość po jednym z genloków – i zanim ktokolwiek zdążył zareagować, wbił go sobie w lewą pierś.
Skonał szybko, przed śmiercią zdążył jeszcze wysilić się na jeden, ostatni uśmiech.
– Pewnie tak będzie lepiej – odezwał się nagle Żelazny Byk, z uznaniem wpatrując się w ciało Strażnika.
Nie wiem, jak to się stało, może śmierć Blackwalla w jakiś sposób nas pogodziła i wzmocniła łączącą nas więź – wynikającą nie z wzajemnego uznania, a prędzej ze spędzonych wspólnie ciężkich chwil – ale mimo dzielących nas kłamstw doszliśmy do porozumienia i zdaliśmy sobie sprawę, że teraz, bardziej niż kiedykolwiek przedtem, ważna jest współpraca.
Dopiero wtedy dostrzegłem, że nacierająca na nas wcześniej mgła zniknęła. Do teraz nie wiem dokładnie, jak to się stało, może wy macie jakąś sugestię, ale podejrzewam, że miało to związek z odejściem bosonogiej dziewczynki.
– Co teraz? – zapytałem, całkowicie zdając się na ich propozycje. Ja nie miałem żadnej.
W oczach Morrigan dostrzegłem niespodziewany błysk – błysk, na który wszyscy tak naprawdę czekaliśmy. Widząc go, zrozumiałem z ulgą, że wróciła do nas stara, dobra Wiedźma z Głuszy, która zawsze miała plan w zanadrzu.
– Znam to miejsce – powiedziała głośno i dobitnie, podkreślając każde słowo. – Bywałam tu kiedyś z moją matką, niedaleko znajduje się chata, w której spędzaliśmy noce.
– Sugerujesz, żebyśmy tam poszli? – wtrąciłem, unosząc brwi. – Przecież właśnie tam będą na nas czekać, chcesz wejść prosto w pułapkę!
Uśmiechnęła się chytre i tajemniczo.
– I właśnie o to chodzi. – Przeniosła wzrok na wciąż nieprzytomną inkwizytorkę. – Pytanie tylko, co z nią?
Wtedy, moi drodzy ziomkowie, stało się coś, czego również do dzisiaj nie potrafię pojąć, jak zresztą wielu innych rzeczy z tamtej nocy, choć podejrzewam, że miało to związek z eliksirem Żelaznego Byka, o którym wcześniej wam wspominałem. Otóż inkwizytorka podniosła się nagle, jakby wywołana przez Morrigan, i stanęła przed nami, dumna i wyprostowana.
– Z nią wszystko w porządku – oznajmiła stanowczym i pewnym siebie głosem. – O nią nie trzeba się martwić.
Schowaj zgłoszenie
Praca użytkownika Saerwen
Spojrzeliśmy po sobie z goryczą, tracąc jakąkolwiek chęć na rozmowę. I wierzcie mi, moi drodzy panowie, w tym momencie prawie całkowicie straciliśmy resztki nadziei na wydostanie się ze zdradzieckich Moczar Nahashinu, a nasze ciała ogarnęło w końcu znużenie.
Zobacz całe zgłoszenie
Wycieńczona Morrigan ze stęknięciem usiadła na przypalonym smoczym ogniem pieńku, mamrocząc coś do siebie o zwodniczych mocach demonicznej dziewczynki. Żelazny Byk pieczołowicie zebrał to, co pozostało z jego kompanów i wbił w grząską ziemię ich ukochane miecze, oddając szarżownikom ostatnie honory. Ja tymczasem bezwiednie trącałem czubkiem butem spopielałą głowę pomiota, obserwując zapomnianego przez resztę Blackwalla, który jak zahipnotyzowany wpatrywał się z Inkwizytorkę. Jego oczy znów powoli traciły resztki życia, zew pomiotów powracał ze zdwojoną siłą, a ja zdałem sobie sprawę, że Szary Strażnik nie dożyje następnego dnia.
Myślałem już, że to koniec naszej ponurej przygody, gdy niespodziewanie czarnowłosa elfka leżąca na noszach wzięła głęboki oddech, a srebrzysty vallaslin stał się prawie niewidoczny, gdy jej twarz pobladła jeszcze bardziej.
- Fen’Harel powrócił. Straszliwy Wilk uciekł z Pustki i włóczy się znów po świecie żywych. - szepnęła z wysiłkiem, walcząc z koszmarem – Połączony z nim Zakażony musi zostać poświęcony, by bóg stracił ciało. Wtedy ta elvhenan, która go wypuściła, ta, która otwiera i zamyka wyrwy musi zapieczętować go na wieki w Pustce.
Ależ tak, moje panie, nasza dzielna drużyna była tym równie zszokowana. Przeklęta dziewczynka nie była byle jakim demonem, o nie! Nasza droga Inkwizytorka przypadkiem uratowała z rąk apostatki niesławnego dalijskiego boga kłamstw i oszustw, którego jedynym celem jest sianie zamętu i tworzenie iluzji. Gdy zdaliśmy sobie sprawę z kim mamy do czynienia Morrigan poczerwieniała ze złości, odzyskując nagle wigor.
- Cała ta wyprawa była pułapką, intrygą uknutą przez tego przeklętego boga – wycedziła jadowicie przez zęby – Omamił nam umysły twarzą niewinnej dziewczynki, a potem ukrył się za iluzją Flemeth, wykorzystując moją jedyną słabość.
- Bawi się naszym kosztem i kpi z nas! – zagrzmiał wściekle Byk, wbijając czujne oczy w niespokojnie poruszającą się na noszach elfkę – Pewnie chowa się gdzieś rozchichotany za drzewem, gdy my w tym czasie zastanawiamy się nad poświęceniem jednego z nas.
- Wszyscy wiemy o kogo chodzi. – przerwał im zrezygnowanym tonem Blackwall, a jego ciałem wstrząsnęły drgawki. Skażenie prawie całkowicie pochłonęło Szarego Strażnika – Gdy Varric mnie postrzelił, odczuł to również smok. W jakiś sposób jestem z nim połączony, a więc to o mnie musiało chodzić Inkwizytorce, to mnie musicie poświęcić.
Morrigan i Byk zamilkli zmieszani, nie wiedząc co powiedzieć. Bo wierzcie mi, nie ma niczego podniosłego i wspaniałego w takiej śmierci. Nie bez powodu Szarzy Strażnicy czujący zew Powołania wybierają się samotnie na Głębokie Ścieżki i giną w pełni chwały otoczeni przez pomioty.
- Nie macie innego wyjścia, i tak już właściwie jestem martwy – ponaglił nas Blackwall, w jego oczach zalśniła determinacja – Nie pozwólcie bym zmienił się w plugawego pomiota.
Skóra schodziła mu płatami z twarzy, a oddech cuchnął zgnilizną. Gdy źrenice zaszły mu mgłą, nieprzytomna do tej pory Inkwizytorka niespodziewanie otworzyła oczy i usiadła na noszach.
Schowaj zgłoszenie
Praca użytkownika pablodar
- Inkwizytorka próbowała ocalić niewinne dziecko przed magią krwi – powiedziałem.
- A my – Byk popatrzył na mnie posępnie – nic nie wiedzieliśmy i nie mogliśmy was powstrzymać.
Zobacz całe zgłoszenie
A kto zapłacił za to najdrożej? Moi ludzie oczywiście. Dla was to tylko bitewne mięso. - niedbałym gestem wskazał na ciała szarżowników: jedno na wpół pożarte przez genloki, a drugie niemal upieczone przez smoczy ogień. Potem spojrzał na księżyc i dodał cicho:
- Godzina sowy. Dobry czas na oddanie ich ciał Płomieniom.
Popatrzył na Morrigan, a ona skinęła głową.
- Tylko szybko.
Żelazny Byk mruknął potakująco. Dobrze wiedział, że nie ma czasu na przeprowadzenie pełnego Rytuału Płomieni. Zresztą nawet nie znaliśmy go dokładnie, bo Byk nie był skory do dzielenia się tą wiedzą. “Szczegóły niewiele wam powiedzą. To zrozumie tylko qunari. - powiedział - Wszystko co powiem będzie tylko jak domalowywanie na obrazie cieni i refleksów, których i tak nie dostrzeżecie swym niewprawnym okiem.” Było to jedno z wielu stwierdzeń, które powodowały, że o Byku nie dało się myśleć jak o zwyczajnym najemniku, który w ramach odpoczynku od bitwy zajmuje się przepijaniem żołdu i roztrzaskiwaniem czaszek w karczmie.
Dłonie Morrigan zawirowały, a cicho wypowiedziana inkantacja odbiła się głuchym echem. Na ile było możliwe starała się poskładać ciała szarżowników w przypominającą qunari całość. Nie specjalizowała się w magii leczniczej, ale Flemeth nauczyła ją wystarczająco, aby efekt był bardziej niż zadowalający. Byk podszedł najpierw do jednego, a potem do drugiego ciała. Przy każdym zatrzymał się tylko na chwilę. Mówił coś cicho ze spuszczoną głową. Zetknął ze sobą kciuki obu dłoni, a także palce wskazujące. Ułożył je w kształ trójkąta, co symbolizowało triumwirat ducha, ciała i umysłu, najważniejszy element filozofii Qun.
Potem odsunął się, a palce Morrigan wykonały subtelny taniec. Oba ciała zapłonęły złotofioletowym płomieniem, w którym poutykano pomarańczowe i czerwone nitki, grube jak bełt mojej Bianki. Temperatura takiego ognia była ponoć niewiele niższa niż smoczego, choć magia sprawiała, że nie czuliśmy tego nawet stojąc w odległości raptem kilku stóp.
Po chwili ciał już nie było.
“Życie jest jak płomień świecy. Wystarczy mocniej dmuchnąć i już go nie ma” - przypomniało mi się zdanie dawno temu przeczytane w jakiejś księdze. Rzadko rozmyślałem o kruchości życia, bo zbyt dużo widziałem i wiedziałem, aby tracić na to czas. Ale tym razem nic nie mogłem poradzić i wierzcie mi, że wcale nie chodziło o moją skromna osobę. “Co ja powiem Rhegisowi?” - pytanie zaczęło coraz mocniej tłuc się w mojej głowie. Obiecałem, że przyprowadzę do niego wnuka w jednym kawałku, a tymczasem jakieś jego fragmenty leżą może gdzieś na pobojowisku, które nas otaczało. Wprawdzie nie dostrzegłem twarzy dzieciaka wśród bestii, które nas zaatakowały, ale przecież nie miałem czasu by im się przyglądać. To Bianka im się przyglądała tuż przed wysłaniem swojego pocałunku. Cały czas miałem więc nadzieję… Choć była licha.
Byk zakończył rytuał, a ja spojrzałem na inkwizytorkę. Po raz kolejny zdziwiłem się, że jest z mojej rasy. Krasnoludy nie cierpiały Inkwizycji, a poza tym nie posiadały zdolności koniecznych, by do niej dołączyć. Ta jednak posiadała.
Kim ona była, do diaska, i co tutaj tak naprawdę robiła?
I oto, moi zacni panowie, okazało się, że może doczekam się odpowiedzi na to pytanie. Słów lub czynów. Bo dokładnie w tym momencie Inkwizytorka otworzyła oczy.
Schowaj zgłoszenie