Zwycięzca w pierwszym etapie
Praca użytkownika capricornian
Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.
Zobacz całe zgłoszenie
A wespół z nią obracały się w popiół resztki naszych sił. Dziesięć dni bezowocnej tułaczki po ziemi, którą otuliła śmierć w czasach w których sen staje się najgorszym zdrajcą.Bagna Nahashinu ciągnęły się kilometrami i mogło minąć wiele dni zanim udałoby się nam dotrzeć do Andoralskiego Pogranicza. Od dnia w którym inkwizytorka zatraciła się w Pustce, Blackwall zaczął zachowywać się szczególnie dziwnie, był rozkojarzony, bardzo często zdawał się nie słyszeć co do niego się mówi. Gdy Żelazny Byk ciągnął drewniane nosze z nieprzytomną inkwizytorką, Blackwall zawsze dotrzymywał mu kroku, gdy przystawaliśmy na odpoczynek nie spuszczał jej z oczu. W tą noc, gdy to jemu właśnie przypadła nocna warta przebudził nas ze snu przerażający wrzask, jakby torturowanego człowieka. Prędko, chwyciłem za Biankę i stanąłem na nogi, tak jak i reszta grupy. To co zobaczyliśmy do dziś napawa mnie jednoczesnym zdziwieniem i przerażeniem. Blackwall, ze łzami w oczach stał nad nieprzytomną inkwizytorką z mieczem gotowym do przebicia jej piersi. Szamocząc się gwałtownie wyglądał tak, jakby walczył z niewidzialną ręką, która popycha ostrze w dół. Zdziwienie jakie mnie ogarnęło opóźniło moją reakcje, ale Morrigan była czujna i jeden ruch jej ręki z wielką siłą odrzucił Szarego Strażnika na kilka sążni. Biegiem zbliżyłem się sprawdzić czy z dziewczyną wszystko w porządku, gdy z ust lezącego na ziemi Blackwalla dobył się histeryczny śmiech.
- Oni wołają mnie - odezwał się , jego twarz wyglądała jak upiorna maska - Wołają z Pustki, wzywają mnie, mówią,że nadszedł mój czas. Nie zamykać wyrw, zabić tą co zapieczętowuje. Mroczne Pomioty, moi skażeni bracia wołają mnie!
Nie pamiętam dokładnie jaka była nasza reakcja, ale pamiętam dobrze przerażający śmiech, który zaraz po tym wydobył się z piersi Blackwalla.
Schowaj zgłoszenie
Wyróżnieni w pierwszym etapie
Praca użytkownika masrur
Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.
Zobacz całe zgłoszenie
Nie robiło to większej różnicy, ponieważ Kirkwall i tak było już kupą gruzów, niemniej jednak żałowałam mieszkających tu nieszczęśników. Wiedziałam że nie jestem w stanie im pomóc inaczej, jak tylko wypełniając moje obowiązki wobec Boskiej Justynii. Musiałam odegrać tę samą rolę co Strażnik wtedy, w Fereldenie. Zostać dowódcą, który zrobi co konieczne, który poważy się na każdą niegodziwość byle tylko wygrać tę wojnę. Ścigałam zatem apostatów - zbiegów z Kręgu - i zabijałam nim dotarli do Imperium Tevinter. Nie wszyscy z nich byli maleficari, to pewne, a wielu padało przede mną na kolana i łykając łzy i smarki błagało o zmiłowanie, ale nie mogłam im go okazać. Smuci mnie to, lecz ryzyko było zbyt wielkie. Każdy mag krwi, każdy wezwany demon poszerzał Szczelinę, rozrywał Zasłonę. Podążając szlakiem śmierci dotarliśmy aż do Nevarry.
Stwórca jeden wie, co stałoby się gdyby tamtego dnia nie dogonił nas posłaniec na ledwo żywym koniu. Z dostarczonego przez niego zaszyfrowanego listu dowiedziałam się że na dworze cesarzowej Celene pojawiła się tajemnicza czarownica przedstawiająca się jako Morrigan. Suka zdecydowała się wrócić, co więcej w swej arogancji nadal korzystała z tego imienia.
- Cassandro, zbierz oddziały - zwróciłam się do mojego porucznika. - Nowe rozkazy. Wracamy do Val Royeaux.
Schowaj zgłoszenie
Praca użytkownika imperialist
Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.
Zobacz całe zgłoszenie
Nie, żeby to wszechobecne zniszczenie nam przeszkadzało; stopniowo pochłaniająca Thedas anarchia spowodowana pojawieniem się Wyłomu była mi i moim towarzyszom jak najbardziej na rękę. Gdzie nie można było liczyć na ochronę straży miejskiej, wsparcie templariuszy czy chociażby modlitwy kapłanów Zakonu, tam do akcji wkraczała nasza szajka. Określano nas różnymi nazwami, od cholernych bandytów po dzielnych bohaterów w zależności od tego, czym akurat się zajmowaliśmy, jednak moim skromnym zdaniem byliśmy jedynie kolejną grupą żołnierzy fortuny gotowych podjąć się każdej pracy, nawet jeśli inni uznaliby ją za haniebną. Byliśmy wierni temu, kto płacił, jemu też pozostawialiśmy wyrzuty sumienia, nawet jeśli to nasze ręce brudziła krew. Ta postawa sprawdzała się znakomicie... dopóki nie podjęliśmy się zadania, które sprawiło, że straciłem swoją bezkrytyczną lojalność wobec pieniądza.
Zaczęło się od tego, że zostałem wysłany na spotkanie ze zleceniodawcą, którego podesłał nam pewien Qunari z konkurencyjnej grupy najemników. Chociaż w teorii byliśmy rywalami, utrzymywaliśmy z nimi dobre stosunki - nieraz łączyliśmy siły przy zadaniach wymagających wielu mieczy bądź polecaliśmy się nawzajem klientom dla których sami nie mieliśmy w danej chwili czasu. Naiwnie myślałem, że tak było i wtedy, teraz jednak sądzę, że powód dla którego Żelazny Byk zrezygnował z tego zlecenia mógł być całkiem inny...
- Chcę, byście zlikwidowali dla mnie jedną osobę. - Klient od razu przeszedł do rzeczy. - To młoda, rudowłosa kobieta, która zajmuje obecnie pokój w karczmie pod Złotym Kielichem. Możecie upozorować samobójstwo albo wypadek, nie obchodzi mnie to, mam jednak jeden warunek - zróbcie to dzisiaj albo nici z zapłaty.
Pokiwałem głową ze zrozumieniem i zdecydowałem zapytać się jeszcze, jakie imię nosi nasz cel. Mój rozmówca uśmiechnął się złowieszczo pod nosem, po czym odpowiedział jednym słowem:
- Leliana.
Schowaj zgłoszenie
Praca użytkownika Dain92
Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.
Zobacz całe zgłoszenie
Stepy Anderfels nic się nie zmieniły, dwie Plagi odcisnęły tu swoje piętno, pozostawiając to miejsce niemalże bez życia. Od Wędrujących Wzgórz dzieliły nas jeszcze przynajmniej cztery godziny forsownego marszu, dzień chylił się już prawdopodobnie ku końcowi; ciężko było to jednak jednoznacznie ocenić, gdyż niebo przesłaniał dym gęsty do tego stopnia, że cały czas panował półmrok. Gdzieniegdzie spośród rozpadlin skalnych buchały potężne jęzory ognia rozświetlając starodawny, ale obecnie już niemal zapomniany szlak.
To było moje pierwsze zadanie zlecone przez Inkwizytora, mieliśmy zbadać podanie spisane na starożytnym zwoju, sugerujące, iż za „poruszającymi się wzgórzami, daleko na północy, w świątyni Dawnych Bogów znajduje się artefakt dający kontrolę nad wszystkim co z Pustki pochodzi”. Wagę tej misji podkreślał fakt, że dowódca wysłał na nią aż trzech swoich zaufanych towarzyszy: Żelaznego Byka- nieustraszonego qunari, Vivienne- czarodziejkę z Orlais oraz Lelianę- dowódcę oddziału szpiegowskiego. Drużynę współtworzyłem ja i pewien elficki łucznik o imieniu Atargurth.
- Nie ociągać się!- krzyknął w moim kierunku qunari.
Łatwo mówić, ciężko było nadążyć za wielkimi krokami rogatego olbrzyma, które dla zwykłego człowieka były wręcz susami. Z tyłu, nieco za wszystkimi pozostałymi kroczył Atargurth, okryty szczelnie płaszczem, z kapturem zaciągniętym na głowę. Jego osoba intrygowała mnie najbardziej, rzekomo ukończył szkolenie na członka inkwizycji tydzień przede mną, powinienem go spotkać, jednak nie mogłem go sobie zupełnie przypomnieć, tak jakby w ogóle nie istniał.
Przez cały dzień nie napotkaliśmy żywej duszy, choć lepszym określeniem byłoby żywego stworzenia, bowiem ludzie i inne inteligentne istoty wyniosły się już dawno temu z tych rejonów. Było spokojnie, zbyt spokojnie, to sprawiało, że zaczynałem się nudzić.
- Wkrótce powinniśmy dotrzeć na miejsce- rzuciła, z lekkim uśmiechem na twarzy Leliana.
Chciała zdaje się powiedzieć coś jeszcze, ale nagle zamarła w bezruchu, w oddali dał się słyszeć odgłos jakby grzmotu, dopiero później zrozumiałem, że to był ryk. Nad nami krążył prawdziwy smok, pierwsza okazja by się wykazać i... pomścić mojego ojca.
Schowaj zgłoszenie
Praca użytkownika Eredin
Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.
Zobacz całe zgłoszenie
Dziwne było to lato, dziwniejsze że podróżowali z nami najemnicy Qunari, słynni Szarżownicy Żelaznego Byka. W ostatecznym rozrachunku, im zawdzięczam że mogę spisać te wspomnienia - im oraz martwej dziewczynie której imienia nie pomnę. Wieści o schwytanej czarownicy, magiczce apostacie dotarły do nas przed wieczornym apelem za pośrednictwem przerażonego smarkacza. Obowiązek sprawdzenia zagrożenia przypadł mej dziesiątce. Panom szlachcie nie wypadało fatygować się przed wieczerzą, szła więc z nami Zoshaer. Niewiele się widuje kobiet Qunari, niewiele kobiet awansuje służąc inaczej niż pod oficerami: ta była wyjątkiem. Strzęp prawego ucha niczym skrzydło demona, ramiona wioślarza - ładne były w niej tylko oczy, krople atramentu w twarzy wygarbowanej słońcem. Skinąłem głową, nie odpowiedziała, ruszyliśmy.
Wszystko było zwyczajne w tej wiosce, chałupy, las, pola, strumień i plac pełen kurzego łajna. Przez moment poczułem się jak w domu: opanowałem chęć ucieczki.
Zwyczajny nie był tylko trup młynarzówny, krzepkiej czternastolatki której cała krew wypłynęła spod sukni na klepisko stodoły. Zacni wieśniacy dodali dwa do dwóch, krew i lokalną guślarkę - pomiot Chasyndów - gadali; za czym ustawili wcale zgrabny stos. Siano i suchy chrust, obliczone na szybką sprawiedliwość. Oczywiście, tłum też się rozgrzewał, rej wodziła wdowa po młynarzu. W tym momencie dwie rzeczy stały się naraz. Zorientowałem się że pachoł którego omal nie zastrzeliła warta blady był jak miesiąc w nowiu. A na spienionym koniu dogoniła nas rudowłosa kobieta, ściskająca wodze w szczupłych dłoniach skrytobójcy. Powiadali, że miała na imię Leliana.
Schowaj zgłoszenie
Praca użytkownika SHAV.PL
Tamtego lata przyjmowaliśmy obelgi i błogosławieństwa z tą samą obojętnością. Maszerowaliśmy na północ, a wokół nas kraina obracała się w popiół.
Zobacz całe zgłoszenie
Gdziekolwiek podążyliśmy, witała nas spękana ziemia, wypalona i nieczuła. Powietrze zawsze było tak samo ciężkie. Zawsze miało identyczny posmak dymu i spalenizny, przypominający jak wiele czasu minęło odkąd ostatni raz jedliśmy świeże mięso. I nic, absolutnie nic, nie mogło równać się z Głodem szarpiącym wnętrzności każdego z nas. Doprowadzającym na skraj szaleństwa. Gdyby w okolicy było cokolwiek... Ale wszystko, co dałoby się zjeść, zostało zjedzone już dawno temu.
Ci, którzy szli tędy pierwsi, pewnie dziękowali losowi. My go tylko przeklinaliśmy, myśląc o tym, jak dobrze byłoby trafić na ludzi. Jak cudownie byłoby jeść. Smakować krew. Ogryzać kości, aż nie pozostanie na nich nic. Tęskniliśmy za tym wszystkim aż do dnia, w którym spotkaliśmy Żelaznego Byka i jego towarzyszy. Och, zaspokoiliśmy wtedy Głód. A przynajmniej niektórzy z nas. Nawet przybycie Solasa nic nie zdołało zmienić.
Schowaj zgłoszenie